20.9.20

Szum.

- Widziałem zwątpienie w konającym mesjaszu.

Usłyszał żywy organizm, od żywego organizmu patrzącego w okno. Organizm nie odwracał wzroku od tego, co za oknem.

- Teraz chciałbym na mojej Golgocie jego siły. Ona też zdawała mi się dotąd bujdą. Chcieliśmy ogni piekielnych, oto mamy je przed sobą. Nie wiedziałem jednak, że piekło którego się boję, jest już samym jego poznaniem. Że wszystkiego się wyrzeknę, że duch mój zniknie i stanę się na powrót zwierzęciem walczącym o kości. Gdzie manna, którą przynosi? W kim zobaczę tu miłość? No dalej, pokażcie mi ją mędrcy, wyśpiewujcie swoje zaufanie. Prawdą to, czy ułudą? Skąd Ci, jak ja, co pamiętają o Tobie. O tym, co im obiecałeś. Nie ma prawdy? Jesteśmy kamieniami w stos ułożonymi? Przecież nie może być drwiny z nas tam, gdzie niczego nie ma. Stań przede mną, chcę choć na moment Ci zaufać. Uradować się, że żyję. Daj mi! Chcę ofiarować życie! Niech będzie! Nadaj mu jeszcze raz tę moc. Daj mi świadczyć o Tobie, nie o śmierci. Drwię tu z wszystkiego co mi powiedziano. Drwię z radości matek, z radości ich dzieci. Drwię z uczonych, co trudnią się rozbijaniem czegoś w coś, chcąc odkryć nicość. Nieskończenie początków początku przed nimi. Chcę umrzeć wiedząc, że przy mnie stoisz, bo będę wiedział, że stałeś też przy nich.

 - Amen.