8.10.13

w domu w Oświęcimiu. Mówię mamie, że zrobiła mi się afta na dziąśle. -O! To pojedziemy do apteki kupić Ci coś. Aptekę mamy właściwie za blokiem, ale mama mówi, że podjedziemy samochodem, bo nogi nie są do chodzenia, tylko do ozdoby. Święte słowa. W aptece bierzemy coś na tę moją aftę i jakieś tabletki na gardło. -A niech mi pani pokaże te kremy z kolagenem... Tak z kolagenem, bo ja ostatnio czytałam, że ten kolagen dobry jest... Dobra, to mam. To jeszcze jakby pani miała jakiś kolagen w tabletkach, ten co ostatnio reklamują w telewizji... I jeszcze... Wanda, Ty chcesz coś? 

Pytanie w samą porę, bo właśnie zawiesiłam oko na jakimś 'serum regenerującym do rzęs' (kurka, to można sobie zregenerować rzęsy?!). -No to może to serum na rzęsy? A ile to kosztuje? Mama mówi, żebym brała -A to obok, to co?- pyta. -To jest żel odbudowujący rzęsy- mówi Aptekarka. -A czym to się różni od serum?- mama. -Serum jest do stosowania na dzień, a żel na noc. Acha. Bierzemy oba. Jak szaleć to szaleć! Przy kasie pani Aptekarka mówi nam, że razem będzie 330zł (aaAAAaa!), ale że zrobi nam 10% upustu. 

Wsiadamy do samochodu z tymi kremami z kolagenem i żelem na rzęsy. Mama, z satysfakcją przeglądając zawartość torebeczki z kosmetykami:
- Powiem Ci, Wanda, że ja ostatnio kremy kupuję tylko w aptece. Bo potem jak ojciec przegląda wyciąg z konta, to patrzy, że 300 złotych, ale zaraz patrzy: apteka, kremy z apteki, wiesz, leki, za leki trzeba zapłacić, bo swoje kosztują... No, to co robią te żele do rzęs?

:) kolejna lekcja życia od mamy. Uczymy się całe życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz